Moje kroki brzmiały pewnie na chodniku. W domu światło wpadające przez okna salonu było ciepłe, łagodząc krawędzie wszystkiego, czego dotknęło. Położyłem portfolio na stole w jadalni, nie z ostatecznością, ale z cichym poczuciem spełnienia. Przestrzeń wydawała się nietknięta chaosem ostatnich dwóch dni.
Miejsce, które niczego mi nie odebrało, miejsce, które nie żądało dowodów. Nakarmiłam Coopera moim psem, a on biegł po drewnianej podłodze, lekko stukając pazurami, zwyczajnie uziemiając. Nalałam sobie szklankę wody i trzymałam ją w obu dłoniach, tak jak trzymałam kawę rano w biurze. Ten gest mnie zaskoczył, nawyk przeniesiony z życia, któremu już nic nie byłam winna.
Aby zobaczyć pełną instrukcję gotowania, przejdź na następną stronę lub kliknij przycisk Otwórz (>) i nie zapomnij PODZIELIĆ SIĘ nią ze znajomymi na Facebooku.