Przysunęła się bliżej, niemal nie dotykając. „A samolubnie? Chcę dalej jeść takie obiady. I pić kawę rano. I wdawać się w głupie kłótnie o czosnek. Chcę zobaczyć, kim jesteś, kiedy nie będziesz się narażał na to, że ktoś zatrzaśnie ci przed nosem metaforyczne drzwi”.
„A co, jeśli to doprowadzi do… czegoś więcej?” – zapytałem.
Uśmiechnęła się lekko, ale stanowczo. „Więc to dlatego, że wybrałeś to z poczucia wolności, a nie jako wyjście awaryjne. Nie chcę być twoją drogą ucieczki, Elliot. Chcę być jednym z miejsc, do których uciekasz, bo jesteś szczęśliwy”.
Coś w mojej piersi się rozluźniło, węzeł, który nosiłam w sobie tak długo, że zapomniałam, jak to jest oddychać bez niego.
„Dobrze” – powiedziałem. „Mogę się z tym pogodzić”.
Włączyliśmy telewizor z powrotem. Na ekranie sędzia ugryzł kawałek uratowanego dania i skinął głową, pod wrażeniem.
„Widzisz?” powiedziała Lauren. „Nawet zrujnowane przepisy można przekształcić w coś nowego, jeśli przestaniesz próbować na siłę zmieniać je w to, czym były”.
Spojrzałem na nią, na migoczące światło telewizora przewijające się przez jej twarz, na rozluźnioną linię jej ciała, na otwarte drzwi w korytarzu za nią.
Po raz pierwszy od lat nie czułam się, jakbym stała poza swoim życiem, czekając, aż ktoś odsunie łańcuch i umożliwi mi dostęp.
Byłem w środku. W pełni. Witamy.
I cokolwiek miało nastąpić – błędy, radość, drugie szanse – miało to miejsce po drugiej stronie drzwi, przez które zdecydowałam się przejść, trzymając mocno zamek w swoich dłoniach.